Pod kołami samochodu...

Wyszłam z przyjaciółką na spacer. Gdy byłyśmy w środku drogi usłyszałam pomiaukiwanie. Dwa kiciusie, malutkie i słodziutkie wspięły się na słup i nie mogły zejść. Pomogłyśmy im, a one poszły za nami. Jeden był na środku jezdni i zatrzymał się samochód. Tuż przed nim, aby nie zrobić mu krzywdy. Poszłyśmy dalej, a one za nami. Samochód wracał, ale nie zwrócił uwagi na kotka, który ponownie wszedł na ulicę... Jeszcze przyśpieszył... Wzięłam potrąconego kotka na ręce i poszłam z nim do domu przeraźliwie płacząc. Na szczęście przeżył. Zabrałam ze sobą też tego drugiego. Rodziców nie było w domu więc zadzwoniłam po nich. Wytłumaczyłam co się stało. Tato szybko przyjechał i kazał włożyć go do pudełka i zamknąć w piwnicy. Nie pozwolił też do niego zaglądać, aby do nie stresować. Na następny dzień kotek już chodził, był normalny. Zaniosłam go do właścicieli. Kiedyś jeszcze zemszczę się na sprawcach tego wypadku...

Biedactwo ;( dobrze, że nic mu się nie stało.
Tak takich ludzi trzeba nauczyć wreszcie normalnego zachowania, ale często to niemożliwe ;(

Boże, biedactwa.... Tacy ludzie nie powinni w ogóle wsiadać do samochodów!